Rozdziały będą pojawiać się średnio co 10 dni ;)

Czy to takie trudne poświęcić pięć minut i napisać komentarz? Myślę, że nie.
Wiedz, że twoja opinia motywuje nas do działania ^^
Boli mnie... nas fakt, że według ankiety czyta nas 10 osób (przynajmniej tyle się deklarowało)
a gdy przychodzi co do czego, to tylko 4 osoby potrafią wyrazić swoją opinię.


27.04.2012

[xx3] Little Blonde - Innocent and Dead



Idealność ma różne formaty. Możesz cieszyć się z nowego samochodu kupionego na osiemnaste urodziny, możesz skakać pod słońce ściskając w dłoni plik stu dolarówek, możesz delektować się smakiem ulubionej mocnej kawy lub tak jak ona właśnie, mógłbyś połykać łapczywie każde słowo ukochanego człowieka. Był najlepszym tym, co jej pozostało w całej tej rodzinie. Był wszystkim, co zatraciła w sobie. Stał na straży jej człowieczeństwa. Bez końca podnosił ją z ziemi, otrzepywał piach gnieżdżący się na jej ubraniach. Tulił ciałem i słowem, a nawet myślą. Pomagał i w przeciwieństwie do innych nie mówił, że będzie dobrze skoro być nie miało. Powtarzał, że nawet, jeśli schrzani się jeszcze bardziej to oni razem dadzą radę, bo są wystarczająco silni by przeskakiwać góry, przepływać jeziora i dryfować do obrzydzenia po otwartym oceanie. Z nim u boku mogłaby nawet tkwić w martwym punkcie bez perspektyw, marzeń, planów czy przyrzeczeń oczekujących spełnienia. Usiadła na płytach podłogi pomieszczenia. Pozwoliła mu się do siebie przysunąć najbardziej jak tylko się dało. Jej chude nogi oplotły jego biodra wciskając się w to bezpieczne wgłębienie pomiędzy ich przestrzeniami. Cisza. Nieskalana niczym. Niezanieczyszczona dźwiękiem. Cisza perfekcyjna gdzie w tle słychać było jedynie miarowe oddechy. Przesunął dłonią po jej policzku. Jak to małe dziecko przylgnęła skórą do jego zimnej ręki. Dreszcz przeszył jej ciało. Odetchnęła pełną piersią. Bruzdy rozoranej duszy zasklepiły się na chwil kilka dając jej możliwość odpoczynku. Pragnęła tego świętego spokoju. Tego słodkiego zapachu zwykłej, wyrywającej się z głębi piersi, nieoczkującej rewanżu miłości. Tego bezwarunkowego oddania nieczerpiącego zysków czy nieodnoszącego strat. Tutaj nie musiała udawać. Nie musiała być 'ą' i 'ę' idealną panienką z dobrego domu. Mogła płakać, narzekać, modlić się. Mogła wzdychać nad wczorajszym dniem i podniecać się tym kolejnym. Mogła nie uważać na słowa, mogła sypać przekleństwami z rękawa, jeść czekoladowe lody razem z popcornem, jeśli naszła ją taka ochota. Mogła to wszystko właśnie przy nim. Nikt nie czaił się w zakamarkach hali by wyskoczyć nagle i wrzasnąć z całych sił jak jest beznadziejna, nieodpowiedzialna, jak rozczarowuje tych, którzy pokładają w niej nadzieję. Co z jej wiarą? Co z jej potrzebą posiadania zawierzonych person? Czuła się momentami jak transakcja z opóźnionym rozwiązaniem, jak podpisana umowa, której z jakichś ukrytych powodów nie da się dotrzymać. Jak wygnaniec z raju w trakcie wiekowej tułaczki. Osiemnaście lat i tak wiele bolączek. Naście wiosen i tak wiele strachu w oczach, w sercu, w podświadomości.
- Tęsknie za Tobą Niall. Tęsknie tak cholernie bardzo, że momentami mam ochotę wrzeszczeć na cały głos. I jest mi źle i jest mi niedobrze i mam taką okropną ochotę walnąć kogoś czymś przez łeb, żeby się aż zatoczył z tego bólu, który ja mam w sobie. Rozumiesz prawda? Nie potrafię dłużej, nie umiem choćbym chciała. Za dużo się dzieje, za wiele spaliłam mostów. Pozamykałam wszystkie możliwe drzwi. Tęsknie za tobą bardziej niż jest to nawet możliwe. - Potrzebowała tyle powiedzieć, tyle wyrzucić z siebie słów by nie zabrakło czasu, by nie zabrakło chwili. Wszystko od samego początku. Od A do Z. Dla wyjaśnienia wszystkich możliwych niespójności. Dla dopełniania niedopowiedzeń, które kiedyś z braku prawdy wibrowały w powietrzu ze wzmożoną aktywnością. Kiedy przeżywasz coś strasznego zaczynasz powoli dostrzegać jak wielu rzeczy możesz nie zrobić. Jak wiele słów może zostać niewypowiedzianych czy przemilczanych? Nie chciała obudzić się pewnego poranka ze świadomością, że kogoś pominęła w swoim popapranym życiorysie. Chciała być przekonana, że zatrzymała przy sobie tych, których kochała. Lekarze nazywali to potrzebą pożegnania tuż przed odejściem. Chaotycznie wybieramy tych, którzy stali u naszego boku, przewijali się przez nasze ścieżki, dodawali naszym dniom kolorytu lub szarości. Ona nazywała to empatią. Czuła. I czuć dalej potrzebowała. Nawet, jeśli chichot zawiści mieszał jej w podświadomości. Przytuliła dłoń do jego wilgotnej koszulki.
- Przecież jestem Bell, nic się nie dzieje, wszystko jest jak dawniej. - Złapał jej zmarzniętą dłoń pocierając ją o swoją własną. Nie odszedł, zgubił jej się jedynie gdzieś w podróży przez świat. Zatrzymał się jeden przystanek wcześniej, a ona odkrywając jego brak musiała zawrócić i do niego dojechać. Minęli się kilka razy na obskurnej stacji rzeczywistości szukając swoich twarzy w tłumie. Gonitwy. Pogonie. Przegrane walki. Wygrane wojny. Uśmiechnęła się delikatnie nie dając rady odgonić od siebie tego pozytywnego grymasu. Jej radosny skrzat, chochlik owiał ją gorzkim zapachem czekolady. Znał ją jak nikt inny. Nawet Lee bywała zazdrosna o ich ociekające słodyczą relacje pełne harmonii i wszędobylskiej zgody. Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się budzić w nocy, a potem godzinami myśleć o tym, że to był tylko piękny sen? Czy zdarzyło Ci się płakać po usłyszeniu jakiejś piosenki? Czy miałaś tak, że każde miejsce przypominało Ci niespełnione marzenia i przysparzało wielki ból? Niall potrafił to zneutralizować. Otwierał usta, z jego gardła wydobywał się wodospad słów, a ona odnajdowała oazę. Ziemię obiecaną płynącą mlekiem i miodem. Motyle trzepotały w przestrzeni całymi watahami. Wzbijały się pod niebo nadając promieniom słońca błyszczącego pastelowego kolorytu. Wielokrotnie pęczniało w niej to subtelne wrażenie bajkowości i magiczności każdej chwili z nim spędzonej. Jak Jaś i Małgosia, Kaj i Gerda, Tomcio Paluszek i Calineczka. Uniosła lekko głowę słysząc jego wykrzyczane w tłumie imię. Przygarnął palcami jej twarz, obrócił w swoją stronę jakby cokolwiek mogło to zmienić w jej postrzeganiu. Zawahała się. Dotyk, który nie boli, który nie razi dogłębnie każdego neuronu spopielając go żywym ogniem. Taki, o który można by żebrać i z którym można by utożsamiać najpiękniejsze przeżycia. Czy to było złe? Czy samobójstwem było składanie w jego dłonie własnego jestestwa? Czy nie powinna była dorosnąć dla samej siebie? Walczyć z wymyślonymi potworami wyskakującymi spod łóżka? Głupie uczucie, gdy nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że wszystko, czego się bałeś znajduje się w Twoim wnętrzu. Nikt tego nie buduje. To ty wznosisz fundamenty. Dokładasz cegiełkę do cegiełki. Roztaczasz niewidzialny wachlarz nad kamienną twierdzą swojego lęku.
- Chyba oboje mamy świadomość tego, że nie jest normalnie. - Powiedziała to, wyrzuciła to z siebie z prędkością serii wypuszczanej z karabinu maszynowego. Cichutko, ciszej niż zazwyczaj, tak jakby nie chciała by dosłyszał. Jakby miała nadzieje, że słowa popłyną z wiatrem nie zatrzymując się przy nich na dłuższą chwilę. Mówienie prawdy mogło być pożyteczne, ale więcej w tym było bólu niż każdej innej emocji. Zacisnęła dłoń w pięść. Materiał wypłowiałego dżinsu zgniótł się w kilku miejscach tworząc małe, nieestetyczne wklęśnięcia. Mogła wyglądać jeszcze gorzej? Nieszczęście. Słowo najlepiej oddające jej obecną postawę. Na raz postanowiła wziąć się w garść, na trzy zamierzała opanować chaos, na sześć mogłaby się uśmiechnąć bez przyczyny gdyby tylko potrafiła. Masz tak czasami? Gubisz się we własnym życiu, a oczekujesz lepszego od innych. Sama nie potrafisz bronić tego, co dla ciebie jest najważniejsze, uświadamiasz sobie, że na wszystko w życiu przyjdzie czas, ale sama robisz to szybciej - próbujesz być idealna. Ojciec wszył ten wzór pod jej skórę. Żelazna nić uwypuklała się na przegubach ramion. Swędziała. Drażniła. Wżynała się w mięśnie. Przypominała wrednie o swoim istnieniu. Hasło dnia, miesiąca, całego życia? Nie masz być sobą, masz być taka, by inni przy tobie wydawali się mniejsi i gorsi. Nie spełniła oczekiwań. Zawisła głową w dół z trzepaka sąsiadki spadając na betonowy podest. Rozbiła sobie czoło o kamień zakrwawiając kępki nieprzystrzyżonej trawy. Wciąż miała blizny. Bladoróżowe, półprzezroczyste. Małe, większe i te całkiem gigantyczne. Na całym ciele. Pod sercem najwięcej. Dbała o nie. Pielęgnowała je nieprzyjemnymi wspomnieniami, raniącymi uwagami, zawistnymi spojrzeniami, a wystarczyło jedynie zamknąć umysł. Pomyśleć. Oduczyć się traktowania ludzi na jednakowym poziomie. Nie wszyscy zasługiwali na pierwsze szanse. Była słaba, miała chorą duszę, nie czuła serca i nie kontrolowała myśli rozwalających jej korę mózgową. Zawiodła się już tak wiele razy. Nawet w trakcie pewności gdzieś tam w strzępkach samoobrony czaił się lęk przed odrzuceniem. Syczał, szumiał, napotykał ciągłe zakłócenia. Potrzebowała dobrego fachowca, który sprawiłby, że znowu zagrałaby w niej ta sama radosna piosenka, którą nuciła pod nosem będąc jeszcze podlotkiem. Oparła brodę na jego barku, ramiona zaplotła na plecach. Potrzebowała tego. Jednego cennego zapewnienia, że gdzieś tam pośrodku niczego czeka na nią nagroda. Dojdzie do niej, choć ścieżki usłane cierniami wić się będą wstęgami, całymi kilometrami. Dziwne. Nawet w jego milczeniu odnajdywała kilogramy wsparcia. Jedna z tych wielkich fanek, co to przychodzą na każdy koncert ze zdziwieniem nazwała ją - jego dziewczyną. Puste oczy zalśniły błyskiem rozbawienia. Gdyby nie te wszystkie rodzinne więzi mogłaby nią być. Chciałaby nią być. Nie poddałaby się gdyby miała szanse nią być. Niall był specyficzny. Powierzchowny lekkoduch we wnętrzu skrywający miliardy dobrych rad i hektary nieogarniętej potrzeby pomocy innym.
- Pokaż mi się Bell - Nie. Nie mogła. Nie w tym momencie. Pozwoliła sobie na czasowy przypływ uczuć. Końcem szalika otarła niesforną łzę spływającą po jej zaróżowionym policzku. Mogła się powstrzymać. Nie dość, że zmuszała go do przesiadywania z własną osobą to jeszcze przynosiła mu jawny i oczywisty wstyd, urządzając jakieś sceny rodem z mydlanych oper. Nie potrzebował tego. Płakać należało w samotności, bo tylko to przynosiło ukojenie - Bell głuptasie, pokaż mi się. - Uparty był. Prawie tak jak ona. Gdy coś sobie postanowił z trudem rezygnował z rozpoczętych działań. Nie było rzeczy, której nie dało się zdobyć, byli jedynie ludzie nie wystarczająco zdeterminowani w walce o swoje cele. Czarna panna plotąca sieć rozpaczy wyprostowała swe wątłe ciało. Iskierki elektryczności przeszły od ramienia po szyje aż do twarzy. Obróciła głowę dwa razy. Trzasnął kręgosłup. Uciekło ukryte napięcie. Zamknęła na klucz całą niezgodę. Jeśli chce - niech ma. To tylko jedno nic nieznaczące zerknięcie. Nie mógł się domyślić. A nawet, jeśli podejrzewał, ona chciała milczeć. Przecież powiedział jej kiedyś, że zmuszanie nie leży w jego naturze, że ma czas, poczeka na wszystkie słowa, które uwięzione w gardle zaczynają drapać i świerzbić. Ceniła tą jego słowną postawę, wiedziała, czego może się spodziewać i sprytnie wymijała te terytoria, które zaprowadzić mogły ich nad skraj przepaści. Poddała się. Co było w tym wszystkim najśmieszniejsze? Pomimo tego mozolnego trzymania się życia, gdyby teraz do hali wpadło stado uzbrojonych osiłków. Gdyby kazali paść na podłogę i się nie ruszać. Gdyby zagroziliby wszystkim śmiercią, ona wstałaby, podeszłaby do nich jak najbliżej i nakazałaby im strzelać. Wyświadczyliby jej gigantyczną przysługę. Pociągnęliby za nią za spust. Zmarszczyła gniewnie brwi uzmysławiając sobie o czym właśnie myśli. Zmarszczyła je, gdy przed oczyma wyobraźni pojawiła się jej sylwetka w swetrze zabarwionym krwią. Miękka wełna pochłaniała płyn rozprzestrzeniający się w dół niczym woda spływająca z urwiska, kierowana pędem natury. Kap. Kap. Kap. Do ostatniej wyimaginowanej kropli. A później upadała. Wiła się w konwulsjach, ktoś ją wołał, a ona dalej nie widziała, nie czuła, nie obcowała, nie rozumiała i przede wszystkim nie żyła. Była oddalona od zmartwień, problemów, boleści, gniewu i od miłości też. Wszystko zanikło w przestworzach.
- Może masz rację, jest jak dawniej, tylko ja się zmieniłam Niall. To mnie przeraża. Nie pozwala mi spokojnie zasnąć. Czuje się tak jakbym stąpała po cienkiej linii, a pode mną jedynie ocean martwych ciał. Nie boisz się tego? Nie przyszło Ci do głowy, że ja zwyczajnie sobie z tym nie poradzę? - Trzeba umieć zauważyć, kiedy jakiś etap życia dobiega końca. Zakończyć cykl, zatrzasnąć drzwi, zamknąć rozdział. Nieważne, jak to nazwiemy, ważne, żeby zostawić za sobą to, co już minęło. Tak? To wmówmy to sobie. Wszyscy razem udajmy, że nawet, jeśli dobrze nie jest to tak być musi. Oszukajmy siebie samych, że w końcu z nieba spadnie złoty deszcz. To ten czas, w którym należałoby uporządkować swoje życie, wyrzucić niepotrzebnych ludzi i iść do przodu. Zawsze do przodu. Mógłbyś dać mi autograf? A mógłbyś mi obiecać, że pewnego jasnego dnia, gdy otworze oczy będziesz pierwszą osobą, którą zobaczę? I zdjęcie. I będę mogła Ci powiedzieć, że właśnie tak to wszystko sobie wyobrażałam bez tej zbędnej otoczki plam i cieni? Dla mnie i dla przyjaciółki. I stanie się jakiś cud, w którym zrozumiem, że nie wszystko jest takie popieprzone jak mogłoby mi się wydawać?
- Czas spełniania marzeń się zaczął, zrób im tą przyjemność. - Coś na nią fuknęło niezadowolonym wibratem. Zignorowała bezczelny przejaw wyższości kilku płaszczyznowej. Suche wargi dotknęły delikatnie policzka chłopaka. Wstała wolno, niespiesznie. - Zaraz wrócę. - Marzyła jej się sekunda w zamkniętym pomieszczeniu z wodą cieknącą z kranu, zagłuszającą jej wewnętrzny szloch. Zostawiła wszystkie niepotrzebne rzeczy, bezsensem byłoby noszenie ich w jedną i w drugą stronę. Nie lubiła bawić się w siłacza, tragarza czy hobbistyczną kulturystykę. Obrała odpowiedni kierunek. Dobrze było znać na pamięć rozkład całego budynku. Pomyśleć, że kiedyś Lee śmiała się z jej zamiłowania do pozbawiania wszystkich ukrytych zakamarków nowych nabytków ojca. We wrzaskach ludzi zdołała jedynie dosłyszeć charakterystyczny akcent kuzyna. Mówił coś do niej czy raczej do innych? Nieważne, przecież zaraz wróci. Do niego zawsze wracała.

Wiecie jak to jest być żywym trupem? Oddychasz jeszcze, widzisz, egzystujesz, choć tłum wziął Cię za umarłego. Może i nie rzucasz uśmiechów na lewo i prawo. Nie udajesz idioty jak to miałeś w zwyczaju robić przez cały ten miniony czas. Nie jest Cię wszędzie pełno a ludzie pytają, ‘jaki masz problem?'. Nie masz ochoty wchodzić z nimi w dyskusje, bo cokolwiek byś nie odpowiedział uznają, że przesadzasz. Może i tak było, ale kto potrafiłby mu zabronić? Kto dałby mu zakaz na okazywanie wszystkich tych emocji, które zebrały się w jego wnętrzu a teraz nagle, niespodziewanie nawet dla niego samego wybuchnęły ze zdwojoną siłą? Fakt, nie potrzebował użalać się nad własną osobą. Baa nie chciał by inni to czynili, ale w obecnej sytuacji pomyślał sobie, że jeśli znów zacznie udawać to najzwyczajniej w świecie zwariuje. Zacznie latać z siekierą po swoim osiedlu oczekując zemsty za krzywdy wszechświata. Cholera. Ile można było? Granice się przesuwały, ale odporności i wytrzymałości nie przybywało. Wciąż trzymał stary poziom. Siedział na scenie bezczelnie wlepiając spojrzenie w dziewczynę Nialla. Momentami wydawało mu się, że jej jasno niebieskie oczy także go widzą, choć jej twarz pozostawała beznamiętnie chłodna. Byli tam, on opierał dłonie na jej udach, a ona tak zwyczajnie wsparła brodę na jego barku. Bezwstydnie, choć niewinnie zarazem. Wszystko zależało od obserwatora. Nie odzywał się, nie miał zamiaru ani potrzeby przerywania tego spektaklu. Myślał. Zastanawiał się, jakim cudem on jeden nie może czegokolwiek doprowadzić do samego końca. Dlaczego tylko on tkwi w tym sam? Roześmiała się. Jej dźwięczny głos niczym trzepot setek skrzydeł kolibrów dotarł do jego uszu. Delikatny, melodyjny, przesiąknięty smutnymi nutami rozżalenia i niespełnionych marzeń. Skąd to wiedział? On sam śmiał się w podobny sposób, gdy nie chciał urazić tych, którym zależało na jego dobrym nastroju. Grał głupca odzianego w szczerozłote szaty zadowolenia. Skakał pomiędzy emocjami. Od rozpaczy do euforii zagranej na miarę Oscara. Patrzenie na nią stanowiło swego rodzaju odskocznie od zwykłych, przyziemnych, aktualnych wydarzeń. Nie znał jej, nie mógł jej oceniać, mógł jedynie wstać i powiedzieć, że w życiu nie widział tak przerażająco smutnych ślepi zranionej sarny. Ludzie z czasem schną, więdną i wygasają jak gwiazdy. Brudzą się, głupieją, powtarzają utarte schematy dla poczucia bezpieczeństwa. Udają wszystko, co lepsze od rzeczywistości. Oszukują innych, ale przede wszystkim oszukują siebie samych. Podobno kłamstwo powtórzone setkę razy staje się prawdą. Ile razy on z tego skorzystał? ' Nic mi nie jest, to tylko przemęczenie' Drodzy państwo? Gówno prawda. Mógł być zmęczony, ale teraz czuł się szaleńcem niezdolnym do podejmowania własnych, dalekosiężnych decyzji. Brakowało mu czegoś i kogoś. Tak to w życiu bywa, że ludzie przychodzą i odchodzą, mydląc oczy, że ważni jesteśmy, że nasze zdanie ma znaczenie, że to, że tamto, że sramto. A potem pyk. I ich nie ma... Komu ona zrobiła taki 'Pyk'? Albo odwrotnie, kto zrobił to jej?
- Wciąż tam siedzą? - Harry zjawił się tak nagle jakby jedynie czekał na odpowiedni moment do zmaterializowania swojego ciała tuż obok osoby Lou. Czy to było chore, że wszyscy niezdrowo interesowali się tą małą? Jakby była tu jedyną atrakcją. Jakby występowała w skromnym ludzkim Zoo. Przerzucili na nią wszystkie własne doświadczenia związane z życiem pod kloszem. Czyż ich właśnie nie tak traktowano? Jak żywe atrakcje bezsensownego świata? Jak ludzki wyznacznik dobrej zabawy? Wzruszył beznamiętnie ramionami przesuwając się na swoich pudłach by zrobić mu, choć odrobinę miejsca. Przynajmniej nie zlecieli się całą grupą by prowadzić ścisłe obserwacje zdobyczy przyjaciela. Swoją drogą nie widział jej nigdy wcześniej. Nie kręciła się obsesyjnie w okolicy jak panna Liama, nie podszeptywała po kątach wszystkim by pilnowali jej ukochanego. Nie wyskakiwała z ciemnych przyczep wołając 'ha ha, nakryłam Cię'. Wyszczerzył się sam do siebie uświadamiając sobie jak bardzo komiczny miałoby to wydźwięk. Poruszyła się. Na niebagatelnie długą minutę wyprostowała się pozwalając Niallowi sięgnąć swojej twarzy. Nie mógł oderwać od niej oczu. Nie była pięknością. Nie wyglądała jak miss wybiegu i nie prezentowała się najkorzystniej we wszystkich tych powyciąganych koszulkach, ale pomimo to, miała w sobie coś takiego, co nakazywało się zatrzymać, co przywoływało, co hipnotyzowało i magnetyzowało.
- Rozmawiają dobre pół godziny. - odpowiedział na pytanie Stylesa czując, że nie powinien go ignorować tylko dlatego, że sam nie potrafi sobie poradzić z własnymi problemami. Chcieli mu pomóc, a nie ich winą była cała ta jego krzywa duma odrzucająca każde przyjazne dłonie. Może był głupi, a może życiowa mądrość nakazywała mu przez to przejść w samotności? Jedno z dwojga. Zerknął na młodego zastanawiając się czy może on nie zna głębszej historii całej tej znajomości. Przeszło mu nawet przez myśl by zapytać się o poprzednie spotkania, by zainteresować się nagłym pojawieniem się dziewczyny, by w końcu dowiedzieć się czy z tym 'chodzeniem' to tak na serio czy może znów coś pokręcił przez nieuwagę. Chciał dla nich wszystkich jak najlepiej. Będąc najstarszym samoczynnie stajesz się odpowiedzialny za całą 'drużynę', ochraniasz ich, pocieszasz, rozśmieszasz, gdy tego potrzebują. Jesteś wsparciem. Bratem, trochę ojcem, najlepszym przyjacielem i kimś, kto ma odwagę zdzielić przez twarz, gdy sytuacja wymyka się spod kontroli. Trudno jest, więc ujarzmić podłe samopoczucie kogoś, kto z reguły powinien być pieprzonym słoneczkiem i wszelkim wybawcom. Nagle idziesz z wypalonymi dziurami w dłoni, kiedyś były na nich obietnice, ciało całe poranione, widać serce i wątrobę, prześwitują żyły i tętnice, kiedyś w nich płynęła miłość. Dziś tęsknota. Za czymś nieznanym. Czymś nieoczywistym i nieosiągalnym. Tęsknota za jakimś punktem na mapie, którego nikt jeszcze nie odnalazł i nie zaznaczył.
- Hmmm - westchnął Loczek zagłębiając się we własnych myślach. - Dziwna jest, nigdy nie chce tutaj podejść, Niall coś mówił, że nie ma ochoty zmuszać ją do czegoś, na co sama się nie zdecyduje. Lou no popatrz przecież my wcale nie jesteśmy tacy straszni. Nie zgwałcimy jej, jeśli nie poprosi. - Nie, on wcale nie mówił poważnie. To była jedna z tych wypowiedzi z serii 'mówię, co mi ślina na język przyniesie a później zastanawiam się nad całym sensem'. Tak było właśnie w tej sekundzie. Odwrócili się w swoją stronę dokładnie w tym samym momencie wybuchając gromkim śmiechem. Akurat to mu się udało. Lou poczuł się niemalże tak jak kilka tygodni temu. Czysto bezproblemowy. Nieprzytłoczony całym tym dziadowskim galaktycznym syfem. A zaraz w następnym momencie wszystko wróciło ze zdwojoną siłą, bo przecież rzucili na szalkę zabawy coś, co wcale nie było śmiesznym tematem. Wydoroślał niesamowicie przez te miesiące życia w trasie. Zostawił daleko w tyle naturę clowna. Teraz musiał się pozbierać. Nie był już tak perfekcyjny jak wcześniej. Nie potrafił już tak pięknie żyć. Nie potrafił szczerze się śmiać, ale był, istniał wciąż pomimo gwałtownych zawirowań. Wstawał z łóżka, żeby przeżyć kolejny cholernie pusty dzień. Nie chciał by ktokolwiek mu to utrudniał. Nie mógł na to pozwolić ani sobie ani im. Kątem oka dostrzegł zbliżającą się sylwetkę. Dziewczyna wstała podążając przed siebie z przymkniętymi powiekami. Ściągnęła z głowy wełnianą czapkę. Jasne pukle wysuwając się z uwięzi sięgnęły jej pleców podrywając się ku górze sprężystym lotem. Pochmurna, gradowa twarz nabrała całkiem innego wyrazu. Detale. Małe dodatki. Rzeczy podkreślające osobowość. Nie dostrzegł tego wcześniej. Zresztą on już od dłuższego czasu widział strasznie powierzchownie tych, którzy nic dla niego nie znaczyli. Harry odprowadził ją wzrokiem podnosząc się z miejsca. Było coś na rzeczy. Szykowało się głębsze posiedzenie z panem Horanem. Coś na zasadzie 'jak mogłeś nam nie powiedzieć o swojej nowej miłości' Został. Obserwował jak dobiegają do niego. Jak z czegoś się radują. Jak poklepują się wzajemnie po ramionach. Jak są zadowoleni z wszystkiego i niczego zarazem. Spuścił wzrok czując się niegodnym całego tego przedstawienia. Nic go to nie obchodziło przecież, prawda? To nie była jego sprawa. Grunt, że Niall był zadowolony. Jęk rozczarowania wydobył się z jego płuc. Pomyślała o Annie. I nawet teraz, pomimo całego rozbawienia wynikającego z zaistniałych wydarzeń zrobiło mu się tak nienaturalnie przykro, że to już koniec jakiegoś czarodziejskiego rozdziału. Bo można było to nazwać bajką, prawda? Opowieścią z książki braci Grimm. Była dziewczynka z zapałkami, roszpunka czy królowa śniegu - dlaczego zatem współczesna bajka nie mogła wydarzyć się w zimnym Londynie w miejskim parku? Ech zadławił się własnymi złudzeniami. Wiarą w to, że może kiedyś, jakoś, spotka ją całkiem przypadkiem. Może wtedy, gdy już przestanie się spodziewać kolejnego odzewu. Jak to było?
Hej, wiem że nie pisałaś do mnie. I wiem też, że może nie oczekiwałaś, że ktokolwiek zacznie Cię uważać za swoją bratnią duszę. Może robiłaś to dla zabicia chwili, a może podążyłaś za gwałtownym impulsem? Byłem tam dokładnie osiem razy. Dziewiąty, dziesiąty, jedenasty i dwunasty raz wymazałem mając nadzieję, że pomyliłem się w odliczaniu dat. Nie piszesz już do mnie, do kogoś. Zamilkłaś. Rozpłynęłaś się jakbym po prostu zapadł w głęboki sen, a teraz się z niego obudził. Poruszyłaś we mnie coś, o czego istnieniu nie miałem do tej pory nawet pojęcia. A teraz Cię nie ma i nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie. To chore, wiem. Psychozą jest zmuszanie Cię do czegoś, co miało być przyjemnością. Może zmieniłaś jedynie park? Może ten nie wydał się dostatecznie czarodziejski? Chce w to wierzyć. Bo lepsza jest myśl, że wciąż gdzieś tam żyjesz niż to, że odeszłaś na zawsze. Wybacz. 
Zostawił dla niej wiadomość, nie przyznał się do tego, nie puścił pary z ust. Owszem Niall radził mu by tak zrobić, ale po kilku godzinach jednogłośnie doszedł do wniosku z resztą, że to wszystko wydaje się zbyt dużym żartem by dalej bawić się w dziecięce podchody czy gonić tą myszkę będąc nadpobudliwym kotkiem. Roztarł skroń pulsującą coraz intensywniej. Bolało go wszystko łącznie z cebulkami włosów. Gdyby uwolnił się, chociaż na mikrosekundę od tych wszystkich pytań i rzeczy, które chciałby zrobić a nie mógł, poczułby się lekki i wolny jak piórko na wietrze. Wstał. Zrzucił z siebie bluzę zostając w samym podkoszulku. Czy tam było tak gorąco czy to cały ten stres? Nieistotne. Ta mała skręciła w stronę toalet. Na dobrą sprawę nie był nawet świadomy, po co obrał tą samą trasę. Po jaką cholerę chciał się przywitać skoro ona nie miała na to żadnej ochoty? Chyba nawet nie była świadoma, jaką robi furorę. Normalna ludzka istota wisiałaby na nich z wszystkich możliwych sił by tylko znaleźć się w centrum zainteresowania. A ona? Ignorowała to. Omijała ich szerokim łukiem jakby brzydziła się całej grupy, a akceptowała jedynie Nialla. Zeskoczył z podestu opierając się plecami o wejście. Przycisnął klamkę. Odczekał kilka sekund. Wsunął się do środka i nagle zamarł analizując to, że zachowuje się jak jakiś niespełna rozumu prześladowca. Oszalał. Liam miał rację. Zwariował i właśnie to odkrył.

Smukłe palce dotykały zimnej, krystalicznej powierzchni lustra. Woda spływając szemrała zbawiennie. Samotność. Najczulsza z kochanek, najbardziej wyrozumiała. Przytuliła twarz do pachnących świeżością kafelków ściany. Cytrynowa woń kwasku mieszała się z zapachem chemicznych detergentów. Zbyt złamana była na to wszystko. Obiecała sobie przeskoczyć problemy w kilku podejściach. Z dobrej wiary pozostały jedynie popioły. Wypalone korzenie jej własnej wczesnej egzystencji. Zanurzyła dłoń w lodowatym strumieniu, tą zaś przetarła twarz mając wiarę w to, że chociaż ten zabieg częściowo ukoi rozgrzaną skórę. To choroba ciała czy duszy? Zadawała sobie to odwieczne pytanie nie potrafiąc zlokalizować pierwszego, najważniejszego, najbardziej istotnego źródła wypełzających zarazków. Gnębiło to ją. Przyprawiało o mdłości. Rozrywało wnętrzności najbrutalniej jak było to tylko możliwe. Oparła się o umywalkę. Twarz podniesiona. Wpatrzona tuż przed siebie. Ciemność. Nic jej nie pokonywało. Nic jej nie odganiało. Była tam. Nieprzenikniona. Nieogarnięta. Wszędobylska. Piekielna. Spojówki zaszczypały nieprzyjemnie. Zaskrzypiały wejściowe drzwi. Obróciła się gwałtownie oczekując jakiegokolwiek odzewu. Był tam. Stał. Patrzył. Oddychał. Poruszał się delikatnie ledwie wyczuwalnie. Niall? Przebiegło jej przez myśl. Któż inny wiedziałby gdzie jest? Kto inny przyszedłby do niej tak po prostu by postać i pomilczeć? Lubili to. Taka umowna, ustanowiona dawno temu cisza z potrzeby wywrzeszczenia wszystkich wewnętrznych szeptów. Wróciła do wyjściowej pozycji. Smukła twarz odbijała się w lustrze, błękitne tęczówki pozostawały nieruchome. Blady uśmiech pałętał się gdzieś w zakamarkach jej warg. Obserwowała siebie, a nie widziała. Życie w ciemności z kolejnymi odznaczonymi tygodniami wydawało się łatwiejsze, prostsze do opanowania. Poruszała się bez problemu, reagowała na ludzi dokładnie tak jak robili to wszyscy dookoła niej z tym wyjątkiem, że nie rozpraszała jej wszelka gestykulacja. Mogła wywnioskować z tembru głosu, że ktoś kłamie, z dotyku czy ktoś jest zdenerwowany, ale wizje zostały wymazane. Zamknięte w szufladce pamięci. Zachomikowane daleko w podświadomości. Gdy odpowiednio się skupiła potrafiła przypomnieć sobie jak wyglądała twarz jej ojca, gdy był wściekły. To tylko rok. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni w pustce. Niepokolorowanej szaro burej rzeczywistości miliarda dźwięków.
- Wiesz, ja chyba za bardzo dałam mu odczuć, że mi na nim zależy. Że bez niego nie umiem normalnie żyć i funkcjonować. On to wykorzystuje. Wie, że jak zrobi coś złego, to mu mimo wszystko wybaczę. Wie, że do niego wrócę. Jestem zbyt słaba. Wolę by mnie ranił i był ze mną. Niż miałabym radzić sobie z tym wszystkim sama. Nie mogę przecież cały czas wisieć Ci nad głową Niall.
Westchnęła, a jej głos niemalże się łamał. Przyznanie przed sama sobą, że jest się jedynie zabawką w dłoniach najwyższego nie należało do rzeczy, na które można by się zdecydować od tak po prostu. Jeszcze się łudzisz. Udajesz, że dasz radę, bo zbierasz wokół siebie przyjaciół, którzy chcą twojego szczęścia, twojego spokoju, twojego przetrwania. Po burzy zawsze wychodzi słońce, rodzi tęczę a w powietrzu unosi się cudowny zapach ozonu. To tak jakby zmartwychwstanie po wszystkich tych dniach gnicia w ciemnych pieczarach. Poczuła jak przesuwa się by stanąć za nią. Dłoń odgarnęła z jej szyi niesforne poskręcane fale. Coś się nie zgadzało. Nie mogła jeszcze dojść do tego, czym owo coś było, ale czuła to głęboko w sobie. Nie tak powinna na niego zareagować. Czyste niezakłócone niczym drżenie przeszło przez jej wymęczone ciało. Woń koszonej trawy ukryta w męskich perfumach niemalże hipnotyzowała. Zamknęła powieki. W jej wspomnieniach panowało lato pełne ciepłych słonecznych promieni. Tuż nad stawem dzieciaki z sąsiedztwa ustawiały namioty. Rolnik w sadzie zbierał soczyste owoce. Pachniało w koło suchym sianem. Zakręciło jej się w głowie od wszystkich tych emocji. Zamarła. Przestała choćby oddychać. Ktoś obcy przedarł się przez całą kamienną konstrukcję jej ochronnego kokonu. Czystym przypadkiem odkrył minimalną szparę. Wystarczyło pojawić się o odpowiednim czasie. Odwróciła się gwałtownie stając z nim twarzą w twarz.

- Gdzie ona jest? - Wrzasnął Horan w stronę jedynego ochroniarza, który pozostał jeszcze na bramce oddzielającej zejście na scenę a resztę trybun.
- Kto? - Zainteresował się Styles.
- Dziewczyna, z którą siedziałem. - Jęknął najbardziej żałośnie jak tylko był w stanie.
- Zgubiłeś pannę. - Tylko to zaświtało mu w głowie, no bo któż inny kręcił się tu przez dobrą godzinę?
- Kuzynkę. - Poprawił go w biegu. Tyle powinno mu chwilowo wystarczyć.

Pachniała malinami. Gdzieniegdzie dało się wyczuć słodkawe nuty cytrusów dojrzewających w popołudniowym słońcu. Przywarł do jej pleców opierając dłonie o mokrą umywalkę. Puste błękitne ślepia nie poruszyły się nawet o milimetr utkwione w jednym wybranym punkcie. Oddech zwolnił. Ciało zamarło. Nie tylko jej. On też nie potrafił się poruszyć. Nie potrafił powiedzieć sobie, dlaczego to robi. Dlaczego stoi tuż obok skoro nie ma do tego prawa, żadnego cholernego prawa. Przez całe życie szukasz kogoś, kto zawiąże Ci oczy opaską i zaprowadzi na plażę, byś mógł poczuć piasek pod stopami. Kogoś, kto obudzi Cię o świcie, bo nie mógł się doczekać, aby z Tobą porozmawiać. A jeśli ten ktoś nie istnieje? Lub co gorsza także czeka na owego kogoś a ty nim nie jesteś? Pomyślałeś o tym kiedykolwiek? Odgarnął z jej karku włosy. Przysunął twarz do jej twarzy. Tak patrzyła pięknie jak anioł. A mimo to jej skromność i powściągliwość zachwycała. Zamknęła oczy. Zadziwiające. Dopiero w tej toalecie rozwikłał jej tajemnice. Historię tych wszystkich pustych zerknięć, tych przedłużających się zimnych spojrzeń bez wyrazu. Nie była sarkastycznym tworem realności. Była po brzeg zagłębiona w nierzeczywistości. Widziała oczyma tylko to, co pamiętała, tylko to, co zdążyła poznać i zasmakować. Głupi był, jeśli myślał, że może to wszystko przeskoczyć. Jak małą nieszkodliwą kałużę. Jak kilka połamanych gałęzi zostawionych na szarym chodniku. Odskoczył w ostatnim momencie, gdy zdecydowała się odwrócić. Jej nos dotknął delikatnie jego policzka. Uśmiechnęła się subtelnie jakby czuła się rozbawiona tym aktem. I on odwzajemnił radosny grymas. A potem przytulił ją tak naturalnie jakby znali się od lat, od wieków całych przez wszystkie możliwe wcielenia. Jakby oprócz tej chwili nie było nic poza granicami świadomości. Zawstydził się tego nawet nie dłużej niż przez sekundę, a może zajęło mu to jeszcze mniej czasu? Chciał zrzucić ten ciężar z serca, który już tak długo go dręczył. Nigdy przedtem nie zachowywał się tak karygodnie. Tak szaleńczo i bezpośrednio. Jakby zatracił w sobie zdolność logicznego myślenia. Telefon zadźwięczał standardowym dźwiękiem wiadomości. Wyrwany ze świadomego letargu odsunął się o dwa kroki. Patrzył jeszcze na nią. Patrzył i nie dowierzał. Pomylił się. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Dziewczyna przemknęła spojrzeniem po jego osobie. Nienaturalnie ciemna chmura zawisła nad jego sylwetką. Chciał tylko krzyczeć, wrzeszczeć i wyzywać samego siebie za te dziwne niekontrolowane niczym odruchy. Drugi sygnał podbudowany elektronicznym głosem sekretarki 'Niall Dzwoni'. Blondynka wypuściła całe zgromadzone powietrze jednym głośnym świstem. Wzdrygnął się. Pojął. Zrozumiał. Ona nie wiedziała. Nie miała świadomości jego obcości. Zaufała mu, a on to wykorzystał. Głuchy huk poszybował echem do jej uszu, gdy zatrzasnął za sobą nieszczęsne drzwi. Nikt go nie zawrócił. Nikt nie krzyknął prosząc o powrót. I nie stało się zupełnie nic.

Annie w samotności uroniła jedną niewidzialną łzę...


_______________________________________________
Witajcie. 
Od tygodnia siedzę nad marnym jedno-akapitowym plikiem następnego rozdziału. Nic się nie zmienia, kartka świeci pustką a ja wpadam w coraz większe wątpliwości... czy to ma sens? Bo jeśli go nie ma to po co ja to robię? Co mnie przy tym trzyma? Kiedy zmęczę się na tyle bardzo by zrezygnować? A gdy już to zrobię czy nie będę mieć wyrzutów, że coś zaczęłam? komuś coś obiecałam i tak bez walki z tego zrezygnowałam?
Pomieszało mi się w głowie chyba. Nieistotne. Może z czasem mi to przyjdzie? Mam nadzieję - liczę na was. 
Historia się rozpoczyna, już wiecie co z Annie jest nie tak, o ile wcześniej na to nie wpadliście. A wierzę w to, że jednak ktoś wiedział xD
Pozdrawiam was ciepło i całuje. 
xoxo Young

7 komentarzy:

  1. Powiem tak: to jest genialne, ale strasznie ciężko się to czyta. A może ja jestem po prostu zbyt głupia, żeby ogarnąć to wszystko? Nie wiem. W każdym razie to jest jak poezja: zastanawiające, pełne metafor, pełne przekazu, emocji. Ja...przez cały czas czekam na nową notkę, a jak się już takowa pojawi mam problem z zabraniem się do czytania, bo wiem, że to będzie coś głębszego, prawdziwszego. Nie są to jakieś zwykłe mrzonki. Może dlatego macie niewiele komentarzy? To nie jest coś dla co zrozumieją i docenią wszyscy. To jest zbyt mądre i "zawoalowane".
    Wiedziałam, że ona nie widzi. Nie wiem czemu, ale od początku, odkąd zaczęłam czytać, miałam dziwne przeczucie, że ona straciła wzrok. Bo straciła go, prawda? Czy coś źle zrozumiałam?
    To opowiadanie jest trudne, ale zarazem niesamowite. Szczerze? Jeszcze zanim tu trafiłam zaczęłam skrobać opowieść o ociemniałej, ale moja historia w porównaniu z tą jest...może nie płytka, ale na pewno mniej..obrazowa. Chciałbym pisać tak jak Wy/Ty. Macie ten dar ubierania myśli w słowa. Ja tak nie potrafię.
    Pozdrawiam xoxo

    +Zapraszam do mnie, chociaż nie piszę jakoś świetnie ;)
    http://holdmetight-vick.blogspot.co.uk/
    http://xeverlastinglovex.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedzenie na łóżku siostry, słuchanie Zetki i to słońce za oknem nie nastrajają odpowiednio do czytania takich dzieł. Przy pracach tak wysokich lotów, przydałaby się ciepła pościel, kubek gorącego kakao lub zielonej herbaty i noc... ciemność do, której odwołujecie się dość często. Ciemność, w której żyje Annie i stara się być trwać jak normalny człowiek.
    Chociaż warunki nie sprzyjały to ja, przeciętna nastolatka bez większych życiowych problemów i obowiązków jak zahipnotyzowana pochłaniałam te wszystkie słowa, litery, znaki. Pochłaniałam tą poezję zapisaną w rodzaju epiki. Jestem pod ogromnym wrażeniem, dla was, dla waszej pracy i duszy... duszy, która jest gdzieś w tym utworze, duszy, która nadaje sens i sprawia, że to opowiadanie jest takie żywe i realne a zarazem dalekie dla osoby mojego pokroju.
    Dziękuję wam za taką odskocznię od mojego monotonnego i (jak teraz mogę zauważyć) bezproblemowego życie, w którym najgorszym przypadkiem komplikacji jest: Czy założyć skarpetki w paski czy w kropki.
    Wiem, że może piszę ten komentarz bez sensu, jednak po tak dużej dawce emocji, czaru i uroku nawet nie umiem napisać sensownej wypowiedzi, która pochwali to cudo. Przepraszam i mam nadzieję, że jak na pisarki przystało znajdziecie chociaż nutkę tego co chciałam przekazać, że wyczytacie między wierszami co miałam na myśli, ja dziewczyna od skarpetek w paski lub kropki.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż nie wiem co powiedzieć. Zanim przeczytałam ułożyłam sobie w głowie komentarz, bo wiedziałam, że to będzie świetne, ale teraz wszystkie słowa uciekły.Poleciały sobie w przestrzeń kosmiczną i nie chcą wrócić. Po prostu, jakbyś jeszcze nie wiedziała, to chcę Ci uświadomić, że to jest genialne. Chcę więcej, potrzebuję więcej. Ta historia... ona uzależnia. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z czymś na miarę tego opowiadania. Nie chodzi tu o to, żeby się rozerwać i odpłynąć od problemów, ale żeby się nad sobą zastanowić. Nawet nie wiesz, jak Twoje teksty wpływają na mój światopogląd. A Annie... nie mogę powiedzieć, że chciałabym ją poznać, bo myślę, że nie umiałabym dotrzeć do osoby takiej jak ona, ale... Jest taka specyficzna, inna, wyróżniająca się, zagubiona i o wiele mądrzejsza niż]się wszystkim wydaje. Moja Lissa (to 2 opowiadanie, wspominałam u siebie na blogu) jest trochę podobna, ale jej nie dorównuje do pięt. Jejku i znowu z tego mojego komentarza wyszedł jakiś nieskładny, bezsensowny zlepek słów. Reasumując cieszę się, że coraz bardziej ta historia mi się rozjaśnia (bo na początku prawie nic nie rozumiałam) i czekam na więcej. Naprawdę, jesteś moim mistrzem i przez Ciebie chyba sama już nic nie napiszę. Bo to się właśnie nazywa talent. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się *___* Co mogę powiedzieć? Uwielbiam sposób w jaki opisujesz uczucia. Twoi bohaterowie są skomplikowani i wielowymiarowi, podziwiam Cię że umiesz stworzyć taki ich obraz :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze powiedziawszy dopiero teraz miałam czas, żeby zajrzeć i przeczytać... I jestem w szoku. Totalnym szoku. Miałam w głowie ułożone tysiące komentarzy, które są jako tako normalnie i które mogłabym tu umieścić, ale przeczytałam to i normalnie brak słów. Jest to napisane z taką lekkością mimo tego, że jest dużo metafor, kontrastów i tego typu rzeczy. Opowiadanie na pewno wciąga, bo jest nietypowe. Kiedy czytam tego bloga wpadam w kompleksy :-) Nie wiem, co jeszcze w miarę mądrego mogłabym tu napisać, bo nadal jestem w szoku. Ha Ha Ha. Uwielbiam tego bloga i na pewno będę z niecierpliwością czekać na następny rozdział! :3 [directionstory-second-life]

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu Chryste, gdzie ty się chowałaś z tym opowiadaniem ?! No gdzieś ty była kiedy ja podczas wieczoru potrzebowałam tak wciągającej i pięknej historii ?! Nie wiem co napisać, bo dziewczyny wyżej już chyba wymieniły wszystkie, atuty. Na pewno nie wystarczy jeśli napiszę, że jest cudownie, bo już to wiesz. Myślę, że ja może schowam się posłusznie w cień twojego talentu i będę siedzieć cicho.
    Pozdrawiam.
    A.

    http://wiem-ze-nie-dostane-nobla.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, tu Adrienne (ta od bloga My dream with One Direction). Co tu dużo pisać, ostatnio zaniedbałam kilka spraw i nadrabiam zaległości. Masz świetnego bloga, brakuje mi słów, aby wyrazić swój podziw, zwłaszcza, że przedmówcy wszystko już napisali. Życzę pomyślnego wiatru w żagle i weny, która jest niesamowicie potrzebna! Pozdrawiam i zapraszam na http://my-dream-with-one-direction.blog.onet.pl/ Pojawiły się małe zmiany i kolejne części opowiadania Jedno życzenie! :))

    OdpowiedzUsuń