„Czasami nawet kiedy człowiek wie, że nie ma racji, musi wrócić, żeby nabrać sił i dopiero wtedy odejść na dobre.”
Kto to powiedział i gdzie? Nie mam bladego pojęcia. Nie pamiętam - a chciałabym przecież.
Ostatnimi czasy nie potrafię połączyć wspomnień z czasem dokonanym. Widzę jedynie twarze. Dostrzegam ludzi, uczestników, współtwórców.
Cholera, jestem tu.
Otworzyłam ten wredny edytor i...
Poczułam pustkę.
Co innego można czuć po roku?
Kiedyś było inaczej. Wypełniona po brzegi szłam do kogoś lub do nikogo. Nie interesowało mnie, czy ktoś to czyta, czy nie czyta. Annie była, bo i ja byłam, ale... Ja chyba przestałam istnieć, wiecie?
Trudno mi napisać choćby słowo. Metafory, przenośnie, bujne opisy. Nic nie jest proste i łatwe.
Historia bez końca.
Historia bez przyszłości?
NIE!
Nie pozwalam sobie.
Nie daje sobie takiego pozwolenia.
Ile w nas wszystkich jest Annie?
To ja i Ty.
Małe zagubione duszyczki, pragnące szczęścia.
Wracam więc z nową nadzieją, bo tylko to mi pozostało.
Chęci są, weny brak. Postaram się. Będę próbować. Wciąż jestem w NICH zakochana do ostatniej kropli krwi. Wciąż uśmiecham się kiedy o nich słyszę. To nie może się tak skończyć...
I nie skończy się...
Witajcie na nowo, oby na dłużej.